E-technologie

panele rezerwacyjne w hotelarstwie, recepcja, dzwonek, karta

Portale rezerwacyjne kontra hotele – czas na „dobrą zmianę”

Portale rezerwacyjne w hotelarstwie rządzą się swoimi prawami. Jakimi? O sytuacji, w jakiej znalazły się hotele rozmawiamy z Krzysztofem Szadurskim, Prezesem Zarządu Hoteli Warszawskich „Syrena” sp. z o.o. i Wiceprezesem Izby Gospodarczej Hotelarstwa Polskiego. Panie Prezesie, wracam do sprawy, która ciągnie się od ładnych paru lat, a pewnie dlatego, że dotyczy monopoli i ogromnych pieniędzy…. Krzysztof Szadurski: – Polacy, tak jak Niemcy, Francuzi, Austriacy, Włosi, Belgowie i Szwedzi, powinni zrozumieć, że należy chronić rynek hoteli przed finansowym drenażem przez portale rezerwacyjne. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) nazywa ich przedsiębiorcami prowadzącymi internetowe platformy rezerwacji zakwaterowania, w żargonie hotelarzy to OTA, czyli Online Travel Agents (agenci stale pośredniczący za wynagrodzeniem przy zawieraniu z gośćmi hotelowymi umów przez Internet na rzecz dających zlecenie hoteli). Spośród OTA najskuteczniejszymi okazały się Booking.com i Expedia, a w Europie dodatkowo obok nich, słabnący HRS. W krótkim czasie stworzyły globalny duopol na rynku rezerwacji zakwaterowania przez Internet. Hotelarze bezradnie obserwowali, jak rosną dwucyfrowe prowizje ich pośredników i kurczy się liczba konkurujących ze sobą OTA. Czyli można powiedzieć że, pośrednicy przejęli biznes hotelarski? Tak, tak można powiedzieć. Przyczyna globalnej dominacji tak naprawdę dwóch OTA nad blisko milionem obiektów na całym świecie ma charakter prawny. Chodzi o narzucaną hotelom w umowach adhezyjnych tzw. klauzulę najwyższego uprzywilejowania (most favoured nation clause, MFN). Zgodnie z nią hotele gwarantują OTA nie mniej korzystne niż w pozostałych kanałach dystrybucji: ceny pokoi, ich dostępność, a także warunki rezerwacji i jej anulowania. Powyższe uwarunkowania współpracy sprawiają, że powszechnie stosowana klauzula MFN ma negatywny wpływ na konkurencję i konsumentów. Hotele nie mogą bezpośrednio w Internecie konkurować ceną swoich usług, a jedynie za pośrednictwem, z kolei goście hotelowi nie mają dostępu przez Internet do usług hotelowych tańszych niż po cenach dostępnych na portalach należących do dominujących OTA. Ponadto klauzula MFN formalnie wyczerpuje znamiona porozumienia cenowego ustalającego ceny minimalne, które jest nieważne z mocy prawa (art. 101 Traktatu o funkcjonowaniu UE, art 6 Ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów). Sankcją za takie praktyki ograniczające konkurencję jest kara pieniężna w wysokości do 10 proc. rocznego obrotu. Taka sama kara grozi zarówno OTA, jak i hotelom będącym stroną nielegalnych porozumień cenowych. Powszechnie krytykowana przez hotelarzy klauzula stała się przedmiotem badania urzędów antymonopolowych kilkunastu krajów. W reakcji wiodące OTA wykreowały zmodyfikowany, łagodniejszy model klauzuli, tzw. wąską klauzulę MFN (narrow MFN). Zabrania ona hotelom swobodnego kształtowania ceny jedynie w ich własnych kanałach dystrybucji online (hotelowe strony WWW, wyszukiwarki internetowe) oraz dopuszcza konkurencję cenową za pomocą innych internetowych pośredników. Jest to oczywisty krok w dobrą stronę, ale nadal nielegalny i poczyniony kosztem hoteli oraz konsumentów. Jak wygląda ta sprawa z perspektywy europejskiej? Pionierem w delegalizacji wąskich klauzul MFN są Niemcy, gdzie urząd antymonopolowy Bundeskartellamt (BKA) w wyniku długotrwałych i żmudnych procesów przeciw Booking.com, Expedii i HRS stopniowo rugował w latach 2015-2021 z niemieckiego porządku prawnego te monopolistyczne praktyki. Polska mogła być drugim krajem broniącym interesów rodzimych przedsiębiorców i konsumentów w przestrzeni rezerwacji noclegów przez Internet, po tym jak „Syrena” zainicjowała w 2014 r. postepowanie przed UOKiK przeciw klauzulom Booking.com, Expedii i HRS. Niestety polski urząd antymonopolowy nie dokonał „dobrej zmiany” i w 2015 r. zakończył postępowanie ogłaszając, że „zastrzeżeń nie budziła natomiast tzw. wąska klauzula, zgodnie z którą cena, dostępność pokoi i inne warunki oferowane przez platformę nie mogą być mniej korzystne jedynie od tych oferowanych na stronie internetowej hotelu, hostelu czy apartamentu”. UOKiK wykazał nie tylko daleko idący oportunizm, pospiesznie powielając zapatrywanie większości europejskich urzędów antymonopolowych „dogadanych” z OTA, ale poszedł nawet dalej niż one w rozstrzygnięciach na niekorzyść rodzimych obiektów turystycznych. W istocie proklamował powszechny i bezterminowy zakaz konkurowania ceną (oraz pozostałymi warunkami rezerwacji) wobec wszystkich OTA nie tylko przez polskie hotele, ale też hostele i apartamenty na ich własnych stronach internetowych, dając tym samym przyzwolenie na narzucanie wąskiej klauzuli przez pośredników niekorzystających do tej pory z tego instrumentu. Na szczęście te niekorzystne niuanse antykonkurencyjnej decyzji UOKiK pozostają przez rynek niezauważone.  Izba Gospodarcza Hotelarstwa Polskiego (IGHP), największa hotelowa organizacja samorządowa w Polsce, przedstawiła w 2016 r. prezesowi UOKiK swoją krytyczną opinię na temat jego decyzji. Czyli gdzie jest „ratunek”? Szkodliwa dla hoteli oraz konsumentów polityka UOKiK może zostać skorygowana jedynie przez zmiany w prawie, gwarantujące polskim hotelom podmiotowość równorzędnych uczestników gospodarki rynkowej, której podstawowym mechanizmem jest konkurowanie ceną, dziś upośledzone na rynku rezerwacji zakwaterowania przez Internet. Za wzór powinny służyć parlamenty Francji, Austrii, Włoch i Belgii, które wprowadziły już u siebie ustawowy zakaz stosowania przez OTA wąskich klauzul. W Szwajcarii finiszuje proces legislacyjny dotyczący tzw. Lex Booking.  W Polsce od czterech lat IGHP lobbuje za zmianą ustawy o usługach hotelarskich, w której powinien znaleźć się przykładowo taki przepis: „Nieważne są postanowienia umów zawieranych między przedsiębiorcami lub uzgodnienia dokonane w jakiejkolwiek innej formie, które naruszają swobodę ustalania cen usług hotelarskich przez przedsiębiorców świadczących te usługi.”  Postulowane przez IGHP zmiany w prawie będą stymulowały poprawę konkurencyjności ponad 2,5 tys. polskich hoteli, będących głównie małymi i średnimi przedsiębiorcami, tworzącymi miejsca pracy, płacącymi w Polsce podatki i stymulującymi polski eksport w turystyce. Jest to szczególnie potrzebne, teraz gdy osłabiona przez pandemię branża może być wsparta nie kosztem polskich podatników, lecz ułamkiem gigantycznych prowizji globalnych pośredników – mniej zapłaconych za granicę prowizji OTA to więcej inwestycji lub podatków pozostawionych w kraju. Inne europejskie nacje rozumieją, że należy chronić swój rynek przed finansowym drenażem (prowizje OTA wynoszą przeważnie 15-25 proc. ceny pokoju sprzedanego za ich pośrednictwem). Jeżeli podobną mądrość wykaże Sejm, warto już teraz rozpocząć odczarowywanie „gwarancji najlepszej ceny” kuszącej na portalach rezerwacyjnych. W świecie bez klauzuli MFN konsumenci jak dotychczas znajdą za pośrednictwem portali najprościej i najszybciej interesujący ich hotel, lecz już niekoniecznie za najniższą możliwą cenę, która będzie prawdopodobnie oferowana w rezerwacji bezpośredniej na stronie hotelu, do której dotarcie będzie jednak kosztowało kilka dodatkowych kliknięć. Na razie żyjemy w państwie, które taką możliwość blokuje. Czy dobrze rozumiem, że w Waszej „walce” o zmiany w przepisach interes klienta indywidualnego jest równie ważny? Jakie są jego najważniejsze elementy? Dlaczego klient indywidualny ma trzymać kciuki za wasze działania? Tak zdecydowanie tak, obecna sytuacja powoduje, że goście hotelowi nie mają dostępu przez Internet do usług hotelowych tańszych niż

Czytaj dalej »
bezpieczeństwo w sieci, internet, obsługa online, e-commerce

Bezpieczeństwo w sieci – wywiad z gen. Pawlikowskim

Większość ludzi żyje w przekonaniu, że ochrona systemu stanowi najwyższy priorytet każdej firmy, która zajmuje się obsługą klientów online. Czy bezpieczeństwo w sieci to standard? Rozmawiamy o tym z Panem Generałem Andrzejem Pawlikowskim.  – Witam Panie Generale. Ostatnie problemy wielkich portali socjalnych wynikały ze (przynajmniej oficjalnie) złej konfiguracji serwerów. Przyjmując, że takie firmy korzystają z automatów konfigurujących, trzeba podkreślić, że na początku jednak ktoś je ustawia, czyli wraca podstawowe stwierdzenie, że najsłabszym ogniwem bezpieczeństwa informatycznego jest człowiek. Przełom XX i XXI wieku postrzegany jest jako okres gwałtownego skoku technologicznego a tym samym rozwoju społeczeństwa informacyjnego. Doskonale zdajemy sobie sprawę, iż podstawą cywilizacji jest informacja. Natomiast wyznacznikami zmian są systemy teleinformatyczne. Wywierają one znaczący wpływ na gospodarkę, kulturę, naukę, zachowania społeczne, stanowienie prawa, politykę, czy też bezpieczeństwo informatyczne. Równocześnie, z szansami rozwoju pojawiły się nowe zagrożenia dla bezpieczeństwa tak pojedynczych osób, firm jak i państwa. Należy do nich zaliczyć m.in. działania propagandowe i dezinformacyjne w obszarze cyberprzestrzeni, których celem jest rozpowszechnianie fałszywych treści i wprowadzenie w błąd odbiorców. Pragnę podkreślić, iż w ostatnich latach nowy typ kampanii dezinformacyjno-propagandowych jest coraz częściej wykorzystywany do destabilizacji wybranych państw, szczególnie w sytuacjach kryzysowych. Analizując poruszaną problematykę należy przede wszystkim określić rolę i znaczenie człowieka oraz jego słabości w systemie bezpieczeństwa informatycznego. Każdy z nas popełnia błędy (nikt nie jest doskonały), które niekiedy mogą nieść za sobą poważne konsekwencje. Stawiane przez ekspertów hipotezy, często formułowane podczas dyskusji, wyrażane są w przekonaniu, że to człowiek jest najsłabszym ogniwem bezpieczeństwa informatycznego. Jak wynika z badań (2014 Cyber Security Intelligence Index), aż 95% wszystkich incydentów związanych z bezpieczeństwem wiąże się z błędami popełnionymi właśnie przez człowieka. Dla liczących się na arenie międzynarodowej portali socjalnych takie sytuacje są zazwyczaj bardzo kosztowne, ze względu na to, że dotyczą osób, które posiadają dostęp do najbardziej wrażliwych danych. Jak wynika z przytoczonych badań, świadomość zagrożeń występujących w systemach informatycznych wśród respondentów jest niska. Zachodzące zmiany w dostępności do informacji wiążą się z koniecznością ciągłego doskonalenia jej ochrony. Nie tylko systemowej, ale także wynikającej z braku kompetencji człowieka. Dlatego warto na nim skupić uwagę i zastanowić się nad możliwymi metodami poszerzania jego umiejętności oraz ciągłej edukacji. – Rozwój handlu elektronicznego to częstsze korzystanie z dostępu cyfrowego umożliwionego przez nasze komputery, smartfony.  Tymczasem w Internecie …. często czai się niebezpieczeństwo… Proces łączenia komputerów w globalną sieć komunikacyjną doprowadził do stworzenia cyberprzestrzeni, która łączy społeczności i gromadzi ich zasoby informacyjne. Stała się ona wartością chronioną, która ma wpływ na bezpieczeństwo państwa, jego prestiż i autorytet oraz pozycję na arenie międzynarodowej. Z tych względów cyberprzestrzeń powinna podlegać szczególnej ochronie. Już w połowie lat 80. XX wieku Bary Collin z Institute of Security and Intelligence w Kalifornii zastosował pojęcie „cyberterroryzm”, które pochodzi z połączenia dwóch terminów: cyberprzestrzeni i terroryzmu. W sferze tej realizowane są również, oprócz przestępczych działań niepaństwowych podmiotów, operacje państw wobec swoich przeciwników. W efekcie wyróżnia się, oprócz cyberterroryzmu, nowe typy zagrożeń informacyjnych w tym obszarze, m.in. takie jak cyberprzestępczość, szpiegostwo cybernetyczne, wojna cybernetyczna. Technologie informatyczne są dogodnym instrumentem do wywierania wpływu na odbiorców, w tym również na społeczeństwa innych państw. Umożliwiają bowiem prowadzenie np. skutecznych, długofalowych kampanii informacyjnych, psychologicznych, propagandowych, dezinformacyjnych. Są one już trwałym elementem operacji militarnych oraz niekonwencjonalnych, które są prowadzone przez służby specjalne. Odpowiadając na zadane pytanie należy podkreślić, iż do najpoważniejszych zagrożeń internetowych należy tak zwany phishing, czyli próby podszywania się pod profile zaufanych osób czy instytucji w celu wyłudzenia poufnych danych osobowych lub chociażby pieniędzy. Hakerzy mogą również próbować przejąć dostęp do komputera i przeprowadzić różnego rodzaju szkodliwe czynności. Tym samym użytkownik narażony jest na bezpowrotną utratę plików, niestabilną pracę systemu czy nawet brak możliwości jego uruchomienia. – A jak druga strona tego procesu – firmy handlu elektronicznego? Jak się zabezpieczają? Trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, gdyż nigdy zawodowo nie stałem po tej drugiej stronie procesu związanego z obszarem handlu elektronicznego. Mogę na to pytanie odpowiedzieć jedynie w kontekście rozmów i wymiany informacji z ekspertami działającymi we wspomnianej branży. Twierdzą oni, iż większość ludzi żyje w przekonaniu, że ochrona systemu stanowi najwyższy priorytet każdej firmy, która zajmuje się obsługą klientów online. Jednak jak twierdzą, badanie jednej z firm informatycznych zajmujących się bezpieczeństwem IT, obejmujące ponad 3 900 specjalistów IT na całym świecie pokazuje, że organizacje z branży handlu elektronicznego (detaliści prowadzący działalność online) nie postrzegają ochrony informacji jako najistotniejszej kwestii bezpieczeństwa. Z badania również wynika, że branża handlu elektronicznego ogólnie przywiązuje mniejszą wagę do ochrony poufnych informacji i zabezpieczenia swoich systemów na wypadek incydentów naruszenia bezpieczeństwa IT. Wydaje się to być sprzeczne z tym, czego na ogół oczekujemy od firmy, której działanie opiera się na obsłudze transakcji online. Chociaż jak z badania wynika, bezpieczeństwo nie stanowi priorytetu dla działów IT firm z branży handlu elektronicznego, sprawa wygląda zupełnie inaczej w przypadku instytucji finansowych, które odnotowały pod tym względem znacznie wyższy wynik. – Jakie główne zagrożenia czają się obecnie w sferze cyfrowej z punktu widzenia międzynarodowego? (Choć w Internecie trudno rozróżnić, co jest lokalne, a co międzynarodowe …) Według mojej oceny szybko postępujący rozwój sfery cyfrowej prowadzi do powstawania na arenie międzynarodowej nowych zagrożeń, takich jak cyberkryzysy i cyberkonflikty z udziałem podmiotów zarówno państwowych jak i niepaństwowych, w tym także groźby cyberwojen. Na chwilę obecną wielopłaszczyznowe operacje podejmowane w cyberprzestrzeni przez zróżnicowane podmioty i organizacje, stanowią integralną część klasycznych kryzysów i konfliktów polityczno-militarnych prowadzących ostatecznie do wywoływania wojen, w ramach ich hybrydowego charakteru. Uważam, że ważnym zagrożeniem międzynarodowym w sferze cyfrowej jest cyberszpiegostwo, związane z prowadzeniem przez służby obcych państw i podmioty pozapaństwowe (wywiadownie gospodarcze i organizacje terrorystycze) działań wykorzystujących specjalistyczne narzędzia i mających na celu uzyskanie dostępu do newralgicznych danych – z punktu widzenia funkcjonowania struktur państwa czy też podmiotów prywatnych. Źródłami zagrożeń w sferze cyfrowej są również transnarodowe organizacje kryminalne, których ataki w cyberprzestrzeni mogą mieć podłoże ideologiczne, polityczne, religijne, biznesowe, itd. – Pana praktyczne rekomendacje dla użytkowników cyfrowego handlu? Osobiście prowadząc zajęcia ze studentami z przedmiotów związanych z bezpieczeństwem informacyjnym wskazuję na 20 prostych zasad, których zastosowanie pozwoli zwiększyć bezpieczeństwo w sieci. Zasady te z reguły są przydatne zarówno dla początkujących użytkowników, jak i

Czytaj dalej »
digitalizacja procesów w ecommerce

Digitalizacja w e-commerce (i nie tylko). Wywiad z Krzysztofem Wiśniewskim

Witaj Krzysztofie, czy to prawda, że często zadawane pytanie „fakturę wysłać pocztą czy e-mailem” odchodzi w zapomnienie? O tak. Faktury i inne dokumenty są dziś powszechnie udostępniane klientom elektronicznie. Mogą oni w dowolnym momencie pobrać je samodzielnie. Idea jest taka, aby po pierwsze wszystkie dokumenty tworzone były od razu elektronicznie – żadnego papieru. Po drugie, aby były łatwe do odnalezienia i dostępne na dowolnym urządzeniu: smartfonie, tablecie i komputerze. 20 lat na cyfrowym rynku w Polsce czyni z Ciebie weterana, który wiele doświadczył. Jak rynek digitalizacji zmienił się przez ten czas? Przede wszystkim ewoluował. Tak naprawdę nie było żadnej rewolucji, choć faktycznie ostatnio – w okresie pandemii – bardzo przyspieszył. W tej chwili klienci kładą szczególny nacisk na digitalizację całych procesów związanych ze sprzedażą produktów i usług. Obok elektronicznej archiwizacji dokumentów digitalizuje się ich obieg w organizacji oraz zdalne podpisywanie. Wszędzie, gdzie jest to tylko możliwe, wdraża się automatyzację zadań, które wcześniej wykonywał wyłącznie pracownik. Ecommerceportal.pl zajmuje się całym ekosystemem handlu cyfrowego. Powiedz jak z Twojej perspektywy handel cyfrowy i jego gracze, zarówno ci z pierwszej linii, jak i cisi bohaterowie zaplecza, podchodzą do digitalizacji? Przecież handel to masa papierów – nie tylko faktur, ale i umów i różnego rodzaju dokumentów pobocznych… Zaskoczę Cię. Dane, jakie zbieramy od naszych klientów, pokazują jednoznacznie, że ilość dokumentów papierowych wzrasta tylko w niewielkim stopniu. Zupełnie inaczej jest z dokumentami elektronicznymi. Tu przyrosty sięgają kilkudziesięciu procent rok do roku. Im większa skala biznesu, tym wzrosty są większe. To powoduje konieczność poradzenia sobie z tymi wyzwaniami. Dostrzegamy tu prawidłowość, że im większy klient i jego biznes, szczególnie jeżeli prowadzi działalność w e-commerce, tym większe potrzeby, ale również świadomość i chęć digitalizacji. O jakich głównych korzyściach, uzyskiwanych dzięki wdrożeniu narzędzi digitalizacji i cyfrowej obsługi dokumentów, wspominają klienci? Jeszcze kilka lat temu klienci zwracali uwagę na trzy główne korzyści: zwiększenie bezpieczeństwa, usprawnienie pracy oraz redukcję kosztów. Dzisiaj, czego powodem może być pandemia, w pierwszej kolejności istotne stało się umożliwienie pracy zdalnej z dokumentami i procesami, lepsze wykorzystanie zasobów, skrócenie czasu podejmowania decyzji i obsługi klienta czy zwiększenie konkurencyjności. Nie bez znaczenia stało się dbanie o środowisko i postrzeganie firm jako dbających o środowisko – bardziej ekologicznych. Czy dostrzegasz nowe trendy na rynku digitalizacji dokumentów, jak podpisy cyfrowe, itp.? Niezaprzeczalnym trendem jest “totalne” odejście od papieru na korzyść dokumentów elektronicznych w kontaktach biznesowych i urzędowych. Dodatkowo widzimy trend robotyzacji procesów związanych z przetwarzaniem dokumentów i wykorzystanie technologii uczenia maszynowego (Machine Learning) oraz sztucznej inteligencji (Artificial Intelligence). Idzie pokolenie mobilne, co oni znajdą z digitalizacji w swoich telefonach, tabletach? Pokolenie mobilne jest faktem, a to oznacza coraz częstszą pracę z dokumentami w aplikacjach mobilnych właśnie na smartfonach i tabletach. W takich sytuacjach chodzi nie tylko o łatwe odnalezienie dokumentu, ale również wykonanie zadań takich jak: choćby komentowanie czy akceptowanie, a coraz częściej również elektroniczne podpisanie umowy. Funkcje takie jak zrobienie zdjęcia dokumentu i jego dołączenie do sprawy to już standard. Od ponad dwóch lat właśnie tak pracują użytkownicy naszych rozwiązań i widzimy, że jest ich coraz więcej. Krzysztofie, dziękuję za ciekawy wywiad. I zapraszam na łamy naszego portalu.   Krzysztof Wiśniewski ukończył studia na Politechnice Zielonogórskiej, gdzie obronił pracę magisterską w temacie usprawnienia procesów biznesowych Workflow. Uczestniczył w jednej z pierwszych instalacji rozwiązań archiwizacji i zarządzania dokumentami DMS w Polsce. Jest odpowiedzialny za wspieranie kluczowych klientów w digitalizacji ich procesów i dokumentów. Odpowiada za bieżące kierowanie spółką Contman jako CEO.

Czytaj dalej »

Jak wygląda nowoczesny e-commerce? Wywiad z Wojciechem Bolanowskim

Wojtku, jesteś człowiekiem renesansu, nie często spotykanym w środowisku biznesu. Lekarz specjalista, filozof, później ze świetną karierą w bankowości – mBank, pierwszy bank internetowy w Polsce i jej okolicach (Czechy), potem kilka lat w oku cyklonu, szefowanie bankowością internetową i mobilną w PKOBP, a finalnie wsparcie rozwoju bankowości cyfrowej w krajach półwyspu arabskiego. Wyjątkowa droga zawodowa i pełna ciekawych i unikalnych doświadczeń. Rzeczywiście, jakby dobrze policzyć, to brałem udział w budowaniu od zera pięciu cyfrowych banków, w tym pierwszego w Polsce (mBank) i na Filipinach (Tonik). Moje życie zawodowe jest pełne zmian i nowych ról, na co, oczywiście, nie narzekam. Mogę z własnego doświadczenia potwierdzić, że praca „w internetach” przynosi wiele niespodzianek i opiera się na ciągłych zmianach. Ecommerceportla.pl skupia swoją uwagę na szeroko rozumianym otoczeniu handlu elektronicznego. Miejsca, w których pracowałeś, były znaczącym elementem rozwoju e-commerce z perspektywy bankowej, finansowej i narzędzi płatności, które z roku na rok ułatwiały płacenie za zakupy w internecie. To prawda, że banki, zwłaszcza na początku tego wieku, bardzo przyczyniły sie do popularyzacji e-commerce. Przede wszystkim ze względu na wprowadzanie i upowszechnianie narzędzi do płacenia za zakupy on-line, ale także dzięki wykonanej pracy edukacyjnej. Banki przekonały klientów detalicznych, że przez internet można w bezpieczny sposób zarządzać swoimi pieniędzmi, między innymi wydając je w sklepach on-line. Banki internetowe, a takim był mBank zanim zaczął budować placówki, działały ręka w rękę z obecnymi wówczas na rynku podmiotami e-commerce. My ściśle współpracowaliśmy z Allegro w zakresie sprzedaży rachunków mBanku, udzielaliśmy także swojej witryny mniejszym e-sklepom – tym, w których można była płacić za pomocą pay-by-link. Miałem to szczęście, że byłem przy narodzinach kilku nowych narzędzi płatniczych – wspomnianego pay-by-link, karty wirtualnej (to w mBanku) i wreszcie płatności Blik – to już w PKO BP. Malo kto pamięta, że Blik to było autorskie rozwiązanie PKO i nazywało się „IKO”. Zbudowanie IKO to jedna z najfajniejszych przygód zawodowych w moim życiu. PKOBP – tu warto się zatrzymać przy IKO i Bliku, których tworzenie było Twoim udziałem. Czy planując wdrażanie tych rozwiązań myśleliście również perspektywą e-commerce, który wtedy już był na ścieżce rozwoju? Pamiętamy, że Allegro otworzyło się w 1999 roku. Wypada wspomnieć, że pierwszy polski e-sklep firmy Terent otworzył się w 1997 roku, niestety dość szybko zakończył działalność. Zamówienia realizowało się poprzez formularz zamówienia. PKO Bank Polski, ze względu na swoją skalę, zawsze wywierał duży wpływ na polską gospodarkę, w tym i ecommerce. Dlatego wprowadzenie IKO (później przekształconego w Blik) było ważnym momentem dla polskiego rynku on-line. Od początku postrzegaliśmy nasze rozwiązanie jako potencjalnego lidera w płatnościach on-line. Jednak, paradoksalnie na początku dominowało wykorzystanie IKO do wypłat w bankomatach. Ten etap mamy już za sobą i po kilku latach oraz zmianie nazwy Blik sprawdza się właśnie tam, gdzie od początku widzieliśmy jego podstawowe zastosowanie – w ecommerce. Dzięki swojej kilkuletniej już pracy, z dala od kraju i to w krajach egzotycznych, a jednocześnie bardzo bogatych, masz dystans do naszej rzeczywistości gospodarczej. Powiedz proszę jak e-commerce w Polsce wygląda na tle podobnego rynku w krajach, w których pracowałeś? Nie będę odkrywczy, gdy powiem, że w Azji ecommerce działa inaczej niż w Polsce. Dominują tam konglomeraty, w których pod jednym dachem współistnieją podmioty ecommerce, dostarczyciele płatności i instytucje finansowe. Alibaba i jego płatnicza usługa AliPay to najbardziej znany przykład. Z kolei Na Bliskim Wschodzie, bardzo rozwinięte jest korzystanie z kart debetowych i portfeli mobilnych. W wykorzystaniu kart debetowych pomaga bardzo scentralizowanie systemów płatniczych w tych krajach. Ogromny jest udział mikro sprzedawców, korzystających z rozmaitych social media i przyjmujących płatności w modelu p2p. W tym aspekcie Arabia Saudyjska czy ZEA są na pewno na wyższym poziomie rozwoju niż Polska. Z drugiej jednak strony nadal w tych krajach bardzo popularny jest obrót gotówkowy – czy to w handlu tradycyjnym czy internetowym. Są też pewne różnice w branży czy asortymencie. Np. rynek cateringowy, dowozu żywności i zakupów, jest tu bardziej rozwinięty i popularny niż w Polsce i tak było również przed pandemią. No ale, jak wspomniałem, bardzo często mimo że pizzę przez apkę zamawia się bez trudu, to płaci się nadal gotówką, w momencie odbioru. Trudno więc ocenić, czy któryś z tych rynków jest bardziej rozwinięty – po prostu są inne. Czy możesz zdradzić czytelnikom portalu nad jakim projektem obecnie pracujesz i jak może on być zastosowany w świecie ecommerce? Obecnie zaangażowany jestem w kilka projektów z zakresu cyfrowych finansów, zarówno z zakresu płatności, jak i kredytowania. Zwłaszcza projekt związany z indywidualnym finansowaniem ma szanse na szybką adopcję w sklepach on-line. Jak będzie – zobaczymy, w biznesie ostateczny sprawdzian to start rynkowy produktu a najważniejsi sędziowie – to klienci. Muszę jeszcze poczekać na ich werdykt, Jakie widzisz obecnie trendy w e-commerce, które ukształtują tę dziedzinę biznesu na lata? Po pierwsze ecommerce osiągną status zwyczajnego handlu, jak mówi się „z angielska” stał się mainstreamem. To moim zdaniem bardzo ważny efekt pandemii. Teraz należy się spodziewać dalszej ekspansji i w końcu przełamania dominacji handlu tradycyjnego w zakresie ilości i wartości transakcji. Oczywiście, niektóre branże (jak np. Sprzedaż muzyki) mają ten etap za sobą. Drugi trend to ekspansja ecommerce na branże, które do tej pory stały z boku, wciąż korzystając z tradycyjnych modeli dystrybucji. Obecnie chyba już nikt nie ma wątpliwości, że wszystko da się sprzedać on-line. Skoro można uczyć małe dzieci pisać i czytać przez internet, to jakie bariery stoją przed ecommerce? Na koniec jeszcze jeden trend, nowy i trudno powiedzieć, czy pozytywny. To narastający sprzeciw regulatorów przeciwko globalnym tendencjom gigantów cyfrowych. Rządy nieśmiało rozpoczęły walkę z rozmaitymi trikami podatkowymi, prawnymi, celnymi stosowanymi przez międzynarodowe platformy. W przyszłości spodziewam się rosnącej determinacji regulacyjnej w tym zakresie. Dodać należy też trend ochrony danych osobowych i ograniczeń w ich stosowaniu. Ten trend już dziś oddziałuje na potężny sektor gospodarki – reklamę on line. Jakie Twoim zdaniem miejsce na rynku zajmuje obecnie e-commerce, a jakie bankowość – co jest ważniejsze dla nowej, cyfrowej gospodarki, czy może zachodzi tu wzajemne uzależnienie i pewnego rodzaju synergia? E-commerce, moim zdaniem, zajmuje szczególną rolę w całym łańcuchu cyfrowej gospodarki. Zwłaszcza chodzi mi tu o typową działalność B2C – sprzedaż do użytkownika końcowego.

Czytaj dalej »

Pobierz bezpłatny ebook

Jak założyć sklep na Facebooku i Instagramie?

W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie stosujemy pliki cookies, które będą zamieszczane w Twoim urządzeniu. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień swojej przeglądarki internetowej i wyłączyć opcję zapisu plików cookies. Ze szczegółowymi informacjami dotyczącymi cookies na tej stronie zapoznasz się tutaj: polityka prywatności.